jest problem
problem pomiędzy mną i szkołą do której uczęszcza mój syn, a dokładnie tym co uważam ja, a tym co uczy katechetka
może najpierw słowo wstępu – nie jestem osobą wierzącą (nawet jeżeli wierzę w boga to na pewno nie w tej formie jaką przedstawia kościół i biblia) ..pojawi się pewnie od razu pytanie „to dlaczego syn chodzi na religie?” – bo małżonka jest wierząca i chciała żeby młody chodził ..ja chciałem żeby chodził na etykę więc chodzi na to i na to
no ale konflikt jest
młody wrócił bodajże przedwczoraj ze szkoły i przy obiedzie zaczął mi mówić co jest a co nie jest grzechem.. no i wyszło że pani mówiła że patrzenie na nagie ciało to grzech
pogląd ten przekazywany w kościelnych naukach jest dla mnie totalnie niezrozumiały, tłumaczę wiec młodemu że się z tym nie zgadzam i dlaczego ..że ciało ludzkie jest piękne, nie powinno stanowić przed nami tajemnicy, że należy o nie dbać, a ciało zadbane jest godne podziwu, no i kluczowe że grzechem jest niezdrowe pożądanie a nie podziw i pochwała zdrowia i urody
oczywiście pod stołem zostałem skopany przez małżonkę za robienie w bałaganu w głowie synka.. ale nie mogłem odpuścić
szczerze uważam że większy bałagan robi się w głowie jeżeli właśnie takie nauki będą do niej płynąć ..nauki które budują w umyśle bariery, sfery tabu i wstydu …nauki które za kilka lat będą na dodatek w ostrym konflikcie z naturą
..i nie uważam, że robie młodemu bałagan w głowie – wiele punktów widzenia zmusza do myślenia ..a o to chyba właśnie chodzi w nauczaniu
…nie rozumiem dlaczego kościół nie może się choć trochę zreformować i tak zażarcie odcina się od fizyczności …fizyczności tak wielbionej np w starożytnej Grecji – kulturze której przemyślenia i idee są podwalinami naszej cywilizacji, które nie próbowały twierdzić, że fizyczność uniemożliwia rozwój naszej sfery duchowej
przeraza mnie niekiedy co próbują w tej szkole natkać mojemu młodemu do głowy…