powyższy tekst pochodzi z animowanego filmu „Ratatouille” kiedy to młody Linguini Gusteau wypuszcza Remiego ze słoika i dopytuje się o szczegóły jego sztuki kulinarnej …tak jakoś mi się skojarzyło choć nie ze względu na sam film ale na cząber właśnie
ale od początku – lubię zjeść ..i nie musi to być coś super wykwintnego – proste jedzenie jest jak najbardziej ok
próbowałem wielu różnych dań z kuchni różnych zakątków świata.. wróć.. próbowałem wielu dań robionych według przepisów pochodzących z kuchni różnych zakątków świata.. i szczerze powiem to zawsze najbardziej smakowały mi „klasyki” – nieprzesadzona ilość składników, wyraźne smaki, że tak powiem – jasny przekaz kulinarny
sam też trochę kucharzę i staram się w swoich potrawach znaleźć idealne smaki ..przynajmniej w moim odczuciu idealne
dochodzimy w tym momencie do niedzielnego obiadu a razem z nim do pieczonej karkówki
jest wiele sposobów na jej przygotowanie – nacieranie, smarowanie czy marynowanie ..dobór ziół też jest szeroki
a oto mój przepis na karkówkę i przygotowanie jej według tego przepisu smakuje mi najbardziej
smak o którym mowa to sos Worcestershire i tytułowy cząber ..oczywiście jeszcze pieprz, sól, trochę cebuli i 2-3 ząbki czosnku ..całość skropiona oliwą z oliwek i pieczona w szkiełku w temperaturze ok 180-200 stopni C przez ok 2 godziny ..to co się wytopi rewelacyjnie nadaje się na sos do np. ziemniaków czy pyz drożdżowych (dodaje w tym miejscu że pyzy drożdżowe bo dla nie-poznaniaków pyzy są ziemniaczane a pyzy w wielkopolskim rozumieniu to kluski na parze ..wtf??)
w każdym razie polecam bo przygotowanie niezbyt pracochłonne – tyle co musisz pociąć na plastry karkówkę i wrzucić ją do szkiełka, przyrządzić jak powyżej i za dwie godziny możesz usiąść do stołu z żoną/przyjaciółka/kochanką i podać ją (karkówkę nie żonę/przyjaciółkę/kochankę) na kolację suto zakrapiając czerwonym winem, zagryzając bagietką i sałatą z winegretem ..uwierz – przy sałacie się więcej napracujesz 😉 a dobre, smaczne, pieczone mięso lubi dużo wina więc zapowiada się miły wieczór 😉
p.s.
żonę/przyjaciółkę/kochankę jakby podać z sosem Worcestershire i cząbrem też by pewnie dobrze smakowała 😉
Widzę, że się koledze na stare lata mocno odmieniło. Francuski piesek w porównaniu z wyjazdami na obozy, że wspomnę tylko Giżycko: „Będziesz jeszcze jadł tą jajecznicę?” „Chyba Cię pogięło, nawet koza się po tym porzyga.” „Dawaj!”
z tą jajecznicą było wszystko ok – to ty miałeś jakieś zawyżone standardy 😉
w każdej chwili możemy pojechać tam i zjem ją ponownie 🙂
choć Juras też twierdzi że jestem „oportunistą żywieniowym” i generalnie zjem wszystko
Normalnie jak z tym starym stołówkowym kawałem o śpieszącym się na pociąg kliencie w bufecie PKP, co zaczął jeść zupę, która stała sobie na stoliku, bo się zamówienia nie mógł doczekać a odjazd tuż tuż…
Na dnie talerza paskudny robak – zupa fontanną wraca na talerz…
A głos ze stolika obok: też jadłem do tego momentu… 😛
na rzeczonym obozie treningowym Nagato poczęstował kucharkę tekstem „Pani da mi przepis na tą jajecznice bo mi pies nie chce zdechnąć”
Jak rozumiem dalej żywiliście się już, w trosce o życie, na własną rękę?